Tak brzmi oficjalny tytuł całej konferencji i dokładnie tak wyglądają naklejki na materiałach konferencyjnych. Głównym organizatorem było PGSCN z New Britain, które świętowało akurat 25-tą rocznice powstania. Rocznica znaczna i uświęcenia godna, wiec wszyscy ciężko pracowali, żeby o konferencji się mówiło i to w samych superlatywach. Cel osiągnięto, na amerykańskich forach rzeczywiście same pozytywne opinie, więc ten ogromny wysiłek organizacyjny nie poszedł na marne. Wspomagać Stowarzyszenie można na różne sposoby, niektórzy płaca tylko składki, inni wycinają codziennie nekrologi, ktoś opiekuje się stroną internetową itp. Najaktywniejsi członkowie spotykają się co środę, tzw. „grupa środowa” do której ja też się zaliczałam, gdy pomieszkiwałam w Stanach. Ta środowa grupa porządkuje nekrologi, indeksuje cmentarze, czasami nic nie robi tylko plotkuje i co dwa lata organizuje konferencje.
Miejscem konferencji był Uniwersytet Stanowy w New Britain. Wspaniałe i przytulne miejsce, wszędzie wykładziny dywanowe i fotele, aż człowiekowi uczyć się znowu zachciało. Nagłośnienie niesamowite, albo ja mało technicznie zorientowana, ale głos dochodził jakby z każdego miejsca. Tylko klimatyzacji daję minusa takiego, jak z Grudziądza do New Britain. Na dworze (albo na polu jak to w Galicji się mówi) cudne słoneczko i wspaniałe ciepełko, a w pomieszczeniach Syberia. Bez swetra nie wchodź, bo zaziębienie murowane. Żadnej kobiecie to nie odpowiada (przepytałam kilka na tę okoliczność), natomiast facetom i owszem. Uknułam więc swoją teorię, że ta zaniżona temperatura to męska sprawka, żeby w koszuli i garniturze się nie spocić, a baby niech żakiety i swetry zimowe ubierają, bo krótkim rękawkiem i dekoltem mogą tylko na pokuszenie wodzić.
Każdy z uczestników konferencji otrzymał segregator ze wspaniale opracowanymi materiałami dotyczącymi wykładowców i tematu, który prezentują. Wszystko w konferencyjnie opisanym worku. Tak mi się ten worek podoba, że aż fotkę zrobiłam:
Wykłady odbywały się jednocześnie na dwóch salach. Każdy uczestnik konferencji musiał wcześniej określić, którego wykładowcę wybiera. Oprócz tego jeśli uczestnicy mieli jakieś konkretne pytania do wykładowców, mogli wypełnić specjalny formularz długo przed samą konferencją i potem ustalone były tzw. konsultacje. Bardzo podobał mi się ten pomysł, bo poniekąd ustrzegł wykładowców przed „za trudnymi pytaniami” (mogli się wcześniej przygotować ). Na specjalnym stoliku wyłożone były polskie mapy, książki telefoniczne, skorowidze miejscowości, schematyzmy diecezjalne. Każdy mógł je przeglądać i cieszyły się dużym zainteresowaniem. Jonathan (szef stowarzyszenia, profesor języka polskiego), moja koleżanka Dorota, która pojechała ze mną i ja mieliśmy pełne ręce roboty z odszukiwaniem miejscowości na mapach. Ze względu na przekręcone nazwy, niektórzy latami nie mogli odnaleźć dziadkowej wioski. Oh… ten uśmiech na ich twarzy i szczęście w oczach, gdy z naszą pomocą mogli już położyć palec na mapie w konkretnym miejscu!
Przez te konsultacje i pomoc przy mapie nie mogłam uczestniczyć w wykładach, czego bardzo żałuję. Udało mi się posłuchać trochę wykładu Kahlile Mehr na temat stron internetowych pomocnych w poszukiwaniach we wschodniej Europie. Kahile Mehr to bardzo dla nas ważna osobistość, gdyż jest on odpowiedzialny za kontakty Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich z Salt Lake City z Polską. Jestem bardzo szczęśliwa, że poznałam go osobiście.
Moja prezentacja dotyczyła pozametrykalnych źródeł genealogicznych. Temat nigdy wcześniej nie omawiany w amerykańskich kręgach genealogicznych (a przynajmniej ja nie słyszałam, żeby był). Większość uczestników przyszła więc do mnie, żeby posłuchać co ta Polka ma do powiedzenia. A ona miała całkiem sporo do zaprezentowania. Przekroczyłam znacznie czas wykładu, a i tak chcieli żebym mówiła dalej, nie zważając na jednoznaczne znaki organizatora. Poopowiadałam między innymi o Status Animarum, raptularzu, sumariuszu, księgach zapowiedzi i protokołach przedślubnych, księgach szkół parafialnych i dyspensach i wielu innych źródłach, które tak wspaniale mogą uzupełnić naszą wiedzę o przodkach, a jeśli nie ma ksiąg metrykalnych to nawet czasami mogą je zastąpić. Jako dodatek do prezentacji powiedziałam o skarbach jakie znajdują się w muzeach regionalnych na przykładzie muzeum w Grudziądzu i Starogardzie Gdańskim. Powiedziałam o księgach kupionych na Allegro i oddanych do Archiwum, o księgach metrykalnych, które znajdują się w bibliotece w Łodzi i w bibliotece cyfrowej. Moim celem było dać trochę nadziei tym, którzy nie mogą ruszyć z miejsca w swoich poszukiwaniach, gdyż księgi metrykalne zaginęły oraz pokazać czego i gdzie szukać, dla tych, którzy chcą wiedzieć o swoich przodkach więcej i więcej.
Prezentację przygotowałam bazując na swoich własnych doświadczeniach, odkryciach i znaleziskach oraz pomocy przyjaciół. Chciałabym podziękować im wszystkim. Tak więc uściski dla, Ewy, Izy , Mariusza, Tomka, Waldka, Wojtka i dwóch Zbyszków. (w porządku alfabetycznym)
Aleksandra Kacprzak